poniedziałek, 14 lutego 2011

MOJA MAŁA OJCZYZNA

Drodzy przyjaciele z Frankfurtu nad Menem !!!

Trudne było pożegnanie pod koniec września 2010 roku, gdy na stałe wyjeżdżałam z Frankfurtu do Poznania. Ciężko mi było na sercu ze względu na Was i moją najbliższą rodzinę. Przeżyłam z Wami tyle dobrych dni i doznałam tak dużo dowodów przyjaźni i życzliwości. Pocieszam się tym, że przecież będę Was odwiedzać.

Już kilka szczęśliwych miesięcy spędziłam w Poznaniu. Wokół mnie moja Mała Ojczyzna. Ponad 30 lat temu zamieszkałam na Ratajach , na os. Lecha. Stamtąd chodziłam na zajęcia do Klubu "Mieszko" przy Domu Kultury „Orle Gniazdo”, przesiąknięta po czubek głowy wizją szczęśliwych dzieci, bawiących się w teatr, słuchających muzyki (raz w tygodniu przyjeżdżali artyści z Poznańskiej Filharmonii), poznających piękno poezji i wybranych utworów literackich, oglądających oryginalne filmy przyrodnicze i inne, które przywoziłam z dawnego "Filmosu" i wyświetlałam na rozklekotanym projektorze. Jak ciekawy jest ten, niby zwyczajny świat, uczyliśmy się także wychodząc w teren, by spotkać się w muzeum na wystawie dzieł sztuki, u fotografa (zajęcia pt. "Światłem malowane"), z artystami w teatrze lub na zapleczu teatru, na placu budowy, w wylęgarni kurcząt i wielu innych niezwykle interesujących miejscach. Swe przeżycia dzieci wyrażały w wizji plastycznej, poprzez malowanie i rysowanie.

Dbałam o różnorodność technik i o nobilitację tego, co robią, organizując okresowe oraz podsumowujące cały rok wystawy – z uroczystą oprawą muzyczną, dyplomami i pochwałami dla wszystkich uczestników. Był też zawsze suto zastawiony stół, wyjątkowo cola, do wznoszenia toastów za zdrowie znakomitych autorów dziel artystycznych. Były też jaśniejące radością oczy dzieci. Wszystko, co składało się na to Święto, było ważne - na wernisaże przychodziły często całe rodziny. Ekspozycje na zakończenie roku miały duży rozmach i nie była bym ich wstanie przygotować, gdybym nie miała wsparcia p. Małgosi – Kierownika Domu Kultury. Pomagali mi także rodzice autorów prac. Pragnę zaznaczyć, że moja pierwsza „przygoda z dziećmi” w dziedzinie plastyki zaczęła się już 4 lata wcześniej, w Domu Kultury „Na Skarpie”, (na Os. Piastowskim), także należącym do Spółdzielni Mieszkaniowej „Osiedle Młodych”.

Wystawy odbywały się najczęściej w macierzystym Domu Kultury "Orle Gniazdo", ale także w Pałacu Kultury, w Teatrze Lalki i Aktora "Marcinek", w Muzeum Etnograficznym w Palmiarni...

Gdy w 1981 r. urodziła się moja córeczka., musiałam na kilka lat spasować, ale dzięki mej Mamie, która przyjechała do nas na stałe, oraz znakomitemu przedszkolu na os. Lecha, udało mi się odbudować wcześniejszą działalność. Po kilku latach przeprowadziłam się z rodziną do trochę większego mieszkania w szesnasto-piętrowym molochu na os. Rusa. Żyło się nam tam dobrze, znów miałam blisko do pracy, a córka do szkoły - wystarczyło, że przeszła na drugą stronę ulicy, na os. Tysiąclecia. Na tych trzech osiedlach, i nie tylko, są wszędzie ślady stóp dzieci, które przychodziły do mnie na zajęcia plastyczne - teraz dawni uczestnicy prowadzonych przeze mnie zajęć plastycznych, są w większości dorośli... wielu ma już własne dzieci. Czuję się tutaj otoczona specyficzną atmosferą życzliwości "mych" dawnych dzieci i ich rodzin, jakby czas, który minął nie miał żadnego znaczenia. Pozostały też ślady twórczości tychże dzieci – ekspozycje stałe w różnych szpitalach, w pobliskiej Przychodni Zdrowia i innych miejscach Poznania, nie mówiąc już o Klubie „Mieszko”, w którym obecnie zajęcia prowadzi moja znakomita koleżanka Weronika,, a który wygląda, jak z bajki i wg mnie powinien być udostępniony chociaż raz w tygodniu do zwiedzania.

Osiedla te wydeptywały też małe nóżki mojej córeczki. Pochylała się nad każdym kwiatem, rośliną, zachwycała się płynącymi po niebie chmurami, była urzeczona gwiazdami i księżycem... oraz, co wydaje się oczywiste, wszystkimi dziedzinami sztuki – grała na pianinie, na flecie, na skrzypcach, uczyła się wierszy, bawiła w teatr, namiętnie czytała, malowała a nawet pomagała mi wymyślać nowe techniki plastyczne. W dzieciństwie zajmowała się także „działalnością charytatywną”, zbierając na spacerach i w drodze do szkoły, wszystkie ślimaki, uczęszczające ścieżkami, wydeptanymi przez ludzi, ratując w ten sposób darowane im, jedyne i niepowtarzalne życie.

Tutaj przez ok 12 lat mieszkała z nami moja Mama, która się nigdy nie nudziła, nawet wtedy, kiedy już nie mogła wstawać z łóżka. Do dziś pamiętam często powtarzane słowa Mamy : "Jakie ja mam dobre dzieci", co nie do końca było prawdą.

Z tego, co napisałam wynika, że dobrze zrobiłam, wracając do Poznania, a tym bardziej, do swej MAŁEJ OJCZYZNY. Dużą stratę upatruję w tym, że nie będzie już przy mnie tych dwóch małych mężczyzn, którzy 20 razy dziennie po polsku i po niemiecku mówili mi : "Baba, ja Cię tak bardzo kocham". Dzieli mnie od nich, od córki i jej męża oraz od Was około 900 km.

Przyjechałam do Poznania w odpowiednim momencie, by dyżurować na zmianę z rodziną, przy zaprzyjaźnionej 84 letniej Joannie, której nie wiele czasu zostało, by spotkać się z Bogiem. Dzięki jej bliskich i mojej obecności, ostatnie dni chorej mogliśmy otoczyć ciepłem, potrzebną opieką i modlitwą. Pan zabrał ją do siebie 15 grudnia, gdy przebywała z rodziną, po wcześniejszych cierpieniach, wyciszona i gasnąca jak płomyk wypalonej świecy. Joanna była także pod opieką miejscowego Księdza Proboszcza.

Po Świętach Bożego Narodzenia zdążyłam się spotkać z rodziną z Poznania, a także spoza Poznania. Odwiedziłam rodzeństwo wraz z ich rodzinami, zamieszkałe w Brzekińcu koło Chodzieży, w miejscu mojego urodzenia, do którego gna mnie tęsknota (wspomnienia z dzieciństwa, otaczająca dom przyroda i domownicy tych najbliższych mojemu sercu zielonych przestrzeni). W Poznaniu udało mi się zobaczyć z kilkoma bliskimi mi osobami, chociaż daleko do zrealizowania listy zaplanowanych kontaktów, jako że jest bardzo długa. Są to znajomi jeszcze z Liceum Sztuk Plastycznych, ze studiów (filologia polska na UAM) z pracy zawodowej oraz nowe, znakomite postacie, z którymi znajomość zawarłam niedawno, gdy przyjeżdżałam z Frankfurtu na krótkie „urlopy” do Poznania. W Poznaniu poza tymi osobistościami, z którymi czuję się bardzo związana, wzrusza mnie każda uliczka, każdy zakątek – tu spędziłam młodość i wiek dojrzały.

Nie mam zupełnie czasu na próżnowanie. Zwiedzam miasto, które jest miejscem wielu przeżyć i na nowo układam sobie kolejny etap mojego życia. Mimo dolegliwości związanymi z wiekiem, energii i radości życia mi nie brakuje.

Niedawno zaczęłam chodzić na spotkania grupy Odnowy w Duchu Świętym ''JEROZOLIMA'' przy Kościele Akademickim pw. Matki Bożej Różańcowej (Ojcowie Dominikanie). Rozpoczęłam też zajęcia taneczne, w moim macierzystym Domu Kultury „Orle Gniazdo”, Spółdzielni Mieszkaniowej „Osiedle Młodych” - ostatnio uczyliśmy się SAMBY. Nogi nieraz się plączą, ale wesoła melodia i roziskrzone radością oczy Pani Olgi, wspaniałej instruktorki grupy, dodawały otuchy. Pragnę też ponowić wędrówki, po pięknym parku oraz wzdłuż jeziora Malta (nordic walking). Uczestniczyłam również w koncertach („Muzyka Żydowska”, „Wielkie Kolędowanie” i in.) oraz w miarę możliwości w różnych imprezach kulturalnych i wykładach popularnonaukowych.

Kochani, cieszmy się życiem i znośmy cierpliwie cierpienia, psychiczne, czy to fizyczne, ofiarując je za wszystkich, którzy wymagają intensywnego wsparcia NASZEJ LUDZKIEJ RODZINY.

Jeśli nam zbyt trudno, prośmy dobrego Boga o pomoc, przypominając Panu, że jesteśmy jego ukochanymi d z i e ć m i i zawsze na jego miłość i wsparcie możemy liczyć. Mamy zresztą wspaniałą pośredniczkę, Marię Pannę, która wstawia się za nami przed tronem Boga, a Pan nigdy jej nie odmawia.

Życzę Wam i sobie, by bliskość i miłość Boga przemieniała nasze serca, byśmy mogli przesłanie, że jesteśmy Jego dziećmi, nieść do każdego napotkanego człowieka i umieli wskazywać na miłosierdzie i moc, którymi otacza nas Pan. ON pragnie, żebyśmy już tutaj, na ziemi byli szczęśliwi.

Poznań, 14 lutego 2011 r.                Katarzyna